Od wczesnych lat życia wyrzekłem się jadania mięsa. Przyjdzie czas, gdy ludzie tacy jak ja będą patrzeć na mordercę zwierząt tak samo jak teraz patrzą na mordercę ludzi. (Leonardo da Vinci)
Czasami dopadają nas przemyślenia, prawda?
Też je miewam. Zazwyczaj, kiedy siedzę sama w pokoju, w rozciągniętym
swetrze i przetartych szortach, pijąc herbatę i oglądając filmy. Takie
melancholijne dni są najlepsze na tego typu rozmowy ze samym sobą. Wiesz czego
oczekujesz, wyszukujesz plusów i minusów, rozważasz, chodzisz, myślisz. Może ci
to zająć nawet kilka dni. Ale w końcu wiesz. A potem dopadają cie wątpliwości.
Jedna rada? Skoro wiesz, to nie patrz na nie. Żyj chwilą, ciesz się życiem i
takie tam. To pomaga. W pewnym stopniu.
Chcę być kimś, wiecie? Nie chcę być zwykłą agentką tajnej organizacji,
chociaż zwykłą być nie mogę, patrząc nawet na mój rodowód i nazwisko ojca.
Marzy mi się zmienianie przyszłości na lepszą, brak ciągłych wojen, brak
niszczenia środowiska, brak chorób i zastraszania. Chcę w końcu żyć w idealnym
świecie, gdzie nie musisz zamykać drzwi na klucz, ani montować sobie coraz to
nowego alarmu antywłamaniowego bo boisz się o swój majątek. Chcę ulepszać,
tworzyć. I nie chcę nic w zamian.
A wiecie kim się stałam? Stałam się tą częścią wszechświata, która łamie
prawo naumyślnie i zapewne nigdy nie doczeka się za to reprymendy. Wszyscy
mówią „Dobra robota Ventus!” albo „Oby tak dalej!” ale ja wiem, że robię coś
złego, coś co nie może dłużej trwać. Kradnę, zabijam, ochraniam tych których
ochraniać nie powinnam. Jest tyle rzeczy, które robię źle. Potrafię wymieniać
je w nieskończoność. Ale paranoją jest to, że nie potrafię wymienić rzeczy
które robię dobrze.
A przecież do bycia kimś muszę czynić dobro, prawda?
A chcę być kimś, tak bardzo tego pragnę.
Chcę być kimś na wzór Iron Mana. Nie chodzi mi o wypchany technologią
kostium Ton’ego Starka. Nawiasem mówiąc nawet bym w niego nie weszła, mam
klaustrofobię. Nie chodzi mi również o produkowanie broni tak jak to robiło
Stark Industries. Chodzi o to, że Tony miał plan. Miał wizję, żeby świat stał
się lepszy. Zaczął pomagać, tak jak mógł, ale zaczął. Z wolna zmieniał
przyszłość, ulepszając to co stworzył. Przy tym był zawsze rozluźniony, z dość
dziwnym poczuciem humoru, co prawda, ale był sobą. Trzymał się tego, co sobie
wyznaczył. Ścieżki, która wiodła go do zwycięstwa. Spotkał się z krytyką, z
odepchnięciem, z pogardą. Ale były też dobre oceny jego pracy, wsparcie, pomoc.
Mógł sobie tyle przypisać. No i oczywiście trzeba to zaznaczyć: był przystojnym
geniuszem który niestety był również mocno w sobie zadufany.
No, ale wracając do rzeczywistości.
Taki melancholijny wieczór nastaje u mnie paradoksalnie co dwa dni. A tak
w rzeczy samej być nie powinno. Melancholijne wieczory są dla osób, które nie
mają co ze sobą zrobić, straciły pracę czy też przeszły większe załamanie w
życiu. Ja przecież mam wszystko, to niedorzeczne, że przytrafiają mi się aż tak
często. A jednak przytrafiają się. I nie mogę nad tym zapanować. To jest tak,
jakbym powoli zapadała w depresję.
Ten wieczór nastał i dziś.
Kiedy orientuję się, że żaden komiks nie przyniesie mi dziś ulgi i
błogich snów, łapię za zeszyt i energicznie wyrywam kartkę. Wygładzam ją, bo
trochę się pogięła, zaginam boki, żeby nie było widać podartej części. Łapię za
mazak. Wielkimi, czerwonymi literami piszę „Lista rzeczy, które Ventus Wind
robi dobrze” i na tym kończę moje wypisywanie. Na zerze.
Prycham.
- No dalej, Ventus. Potrafisz zabić człowieka strzelając z odległości
nawet dwustu metrów, a nie potrafisz skleić o sobie ani jednego dobrego zdania?
Weź się w garść!
Tylko że taka jest prawda. Potrafię o sobie mówić, a gdy się rozgadam to
końca nie widać. A gdy przychodzi do wymieniania tych dobrych cech, po prosu
zastygam. Jestem pustką. Nie wiem czy to jakaś wrodzona bariera, czy po prostu
stałam się kimś złym. Gdybym się spięła, mogłabym coś wymyślić. Ale jak, skoro
nie umiem.
- Umiesz gotować, Ven – mówię nagle, wręcz mechanicznie.
Śmieję się na głos i otwieram laptopa. Skype włącza się automatycznie,
wyszukuję w liście kontaktów Margareet i Deana, upewniam się, że są online i
dzwonię do nich. W międzyczasie przyglądam się ich nowym zdjęciom profilowym.
Margo wygląda tak pięknie w swoich długich do brzucha czarnych włosach i
kwiecistej sukience. Nic dziwnego, że ustawiła to zdjęcie jako główne. Dean,
jak to Dean, jako profilowe ustawił sobie zdjęcie Teemo – jednej z postaci w grze
League of Legends.
- No hej Ven! – przywitał się ze mną mój kochany Dean, włączając przy tym
kamerkę.
- Veni! Długo cie nie widziałam! – podążając śladami przyjaciela, Margo
robi to samo.
Gdy zobaczyłam ich uśmiechnięte twarze, od razu poczułam dziwne uczucie w
sercu. Tak dawno ich nie widziałam, a przecież kochałam ich ponad życie. Nigdy
wcześniej nie czułam się tak. Serce bije mi szybciej, do oczy napływają łzy. Po
prostu jestem o nich zazdrosna. Tak bardzo pochłonęła mnie praca, że nie
kontaktowałam się z nimi od pięciu miesięcy?
Dean to chłopak, którego nie da się nie lubić. Jest typem Bad Boya, ale
przy mnie taki nie jest. Zawsze jest szczery, a przy ty tak bardzo, cholernie
opiekuńczy i słodki. Margo, kiedyś jego dziewczyna, była bardzo popularna w
szkole. Była jedną z takich, z którymi chcesz się zadawać. Razem tworzyliśmy
team, którego nikt nigdy nie rozbił.
- Mam do was sprawę – mówię prosto z mostu. – Powiedzcie mi jaka jestem,
ale z tych dobrych cech. – proszę, łapiąc za notes i czekając na słowa które
mogę zapisać.
- Zacznę. Pomagasz biednym, chodzisz na aukcje charytatywne, jesteś
najlepszą przyjaciółką w świecie, jesteś miła dla każdego, znasz się na modzie,
świetnie grasz w Lola, umiesz śpiewać, umiesz tańczyć, jak nikt inny potrafisz
naśladować inne głosy, znasz dużo języków, skończyłaś prawo, jesteś wprost
idealną agentką…
Przerywam słowotok Margo.
- … która zabija niewinnych – dokańczam za nią.
- Może i tak, ale to twoja praca. To wybrałaś, kochana. Nie możesz jej
teraz zmienić. Wiesz ile osób na tobie polega? Ile osób zawdzięcza tobie życie?
Nie możesz wciąż się obwiniać za tamtego chłopczyka! Wiem jak to przyjęłaś, ale
no przestań. To on zaszedł cie od tyłu, to oni go posłali. On nie był niewinny!
Powinnaś po prostu wziąć się w garść, nie możesz się obwiniać w nieskończoność.
Rozumiesz? Jeżeli tego nie pojmiesz w następne dziesięć minut to obiecuję, że
wsiądę w ten samochód i przyjadę do tego Waszyngtonu i już nie będę taki miły!
- Okej Dean, ona chyba zrozumiała – Margo stanęła po mojej stronie.
Spoglądam na nich. Raz na Margaret, raz na Deana. Dziewczyna wydaje się
wręcz przestraszona zachowaniem swojego przyjaciela. Wiecie, kiedyś, kiedy
jeszcze byli razem – nie widzieli poza sobą świata. Liczyli się tylko oni, inni
nie mieli wstępu do ich świata. Potem zjawiłam się ja. Wiem, że pokochali mnie
od razu, kiedy powiedziałam im wprost, że rzygam jak widzę ich tak bardzo
szczęśliwych i słodzących sobie na każdej drodze. Potem zaczęliśmy się
przyjaźnić, a między nimi coś się kończyło. Już się nie całowali na prawo-lewo,
nie chodzili wszędzie razem jak przylepy. Zakończyłam w ich życiu piękny
rozdział i do dziś mam do siebie wyrzuty, chociaż oni tłumaczą, że tak jest
lepiej. Są przyjaciółmi, ale mogą też umawiać się z kim chcą i kiedy chcą.
Słyszę głośny dźwięk i czuję wibracje pod lewym udem. Wyciszam mikrofon,
ponieważ dzwoni Hugh. Odbieram po chwili – ot takie złudzenie, że mam życie
prywatne.
- Halo? – mówię.
- Ventus? Koniec urlopu, ubieraj się i przyjeżdżaj. – powiadamia mnie, a
ja tylko wywracam teatralnie oczami. Wiecie, w sumie spodziewałam się tego.
- Dobra, daj mi pół godziny. A miałam wziąć PRZYMUSOWY urlop – prycham.
- Przymusowy czy nie przymusowy, masz tu zaraz być.
***
Wchodzę do siedziby agencji i udaję się do gabinetu Hugh’a. Przesz
oszklone drzwi widzę, że nie jest sam. Prycham tylko gniewnie i nie
zastanawiając się zbytnio wchodzę bez pukania do pomieszczenia. Zniesmaczona
mina szefa mówi mi, że jeszcze chwila i obetnie mi wypłatę. Wzruszam jednak
ramionami i mój wzrok przenosi się na tajemniczą osobę, aktualnie siedzącą do
mnie tyłem. Podnoszę brew i spoglądam na szefa.
- Ah tak. Ventus, to twój nowy partner. Poznaj proszę Dereka Browna,
jednego z moich zaufanych agentów, którzy działają w Europie.
Poznaję w Dereku chłopaka, który tak zawzięcie bronił mnie przed swoim
ojcem wczorajszego wieczoru. Gdy odwraca się do mnie, mimowolnie się uśmiecham
i pozwalam mu pocałować moją dłoń. Co jak co, ale zapamiętałam go jako
gentlemana. Siadam na drugim fotelu, zakładając nogę na nogę i wyjmuję z
kieszeni jeansowej kamizelki telefon.
- Przejdź do sedna, serio, jakbyś nie wiedział mam teraz urlop – mówię
gniewnie, tylko w połowie ironicznie.
Spogląda na mnie, przez chwilę się zastanawiając a potem zaczyna mówić.
- Sprawa wygląda tak; z największego i najbardziej strzeżonego magazynu
wojskowego na świecie skradziono broń wartą ponad osiemset miliardów dolarów.
Broń jest bardzo niebezpieczna dla środowiska, gdyż wystarczy tylko niechlujnie
wycelować w człowieka, nacisnąć spust a ten po prostu rozszczepia się na malutkie
kawałeczki. To najnowsza i zarazem najniebezpieczniejsza broń świata. Ventus,
tylko ty możesz ją wykraść. Właśnie od Dereka dowiedzieliśmy się gdzie
przypuszczalnie ją przetrzymują. Musisz się tam wkraść, zabrać ją i wyjść
stamtąd niezauważona. Niezauważona – powtarza dla podkreślenia.
- Dobra, dobra, rozumiem! Kiedy mogę wyruszyć?
- Widzisz Derek? I to podoba mi się w naszej Ventus najbardziej! Ma
urlop, a od razu bierze się do roboty. Widać, że kocha swój zawód – komentuje.
Tak. Zgadzam się. Tak. Mów mi
więcej… Zaraz… czy ja dobrze słyszałam…
- Partner? Nowy partner? – mówię, naciskając na słowo nowy.
Na początku nie zrozumiałam co dokładnie miał na myśli Hugh. Sądziłam, że
mówiąc partner, chciał się ze mną
podroczyć. Nawet nie wyobrażam sobie, jak można działać z partnerem. Przecież
to… mężczyzna. Wielki, muskularny samiec, który zapewne nie potrafi się nawet
cicho poruszać. Na Merlina! Pewnie nawet głośno oddycha! Nie pozwolę, żeby
jakiś samiec alfa mi tu wyrastał. Co to, to nie! Nie dam sobie wejść na głowę.
Hugh kiwa promiennie głową. Udusiłabym.
***
Razem z moim partnerem udałam
się do działu broni i wyposażenia żeby
zdobyć sprzęt potrzebny do misji. Na początku naszej wędrówki „od drzwi do
drzwi” tego piętra odwiedzamy pokój, w którym produkują i projektują stroje
bitewne. Z racji tego, że mój stary strój został doszczętnie zniszczony dostaję
nowy. Wygląda nieziemsko i praktycznie w niczym nie przypomina mi starego.
Wykonany jest z czarnego, lśniącego oraz czarnego, matowego materiału. Przy
sercu i tych ważniejszych organach został wzmocniony kewlarem, co rozpoznaję po
twardej powierzchni. Jest bardzo kobiecy, jak na strój bojowy. Przy kolanach i
łokciach również rozpoznaję wzmocnienie materiału; w tych również miejscach
materiał jest lśniący. Do stroju dostaję również buty – coś na wzór glanów,
jednak o wiele lżejsze i nie wydające hałasów. Cały strój posiada kilkanaście
kieszeni, do których, jak sądzę, zaraz dostanę wyposażenie. Moją uwagę zwraca
hełm, który leży niedaleko stroju. Dość duży, czarny i lśniący. Po bokach, tak
jakby ze skroni wychodzą czarne, metalowe pióra.
- Podoba ci się? – słyszę. Odpowiadam skinieniem głowy. – Włóż go, a
zobaczysz co potrafi.
Posłusznie wkładam na głowę hełm, po czym przed moimi oczami pojawia się
obraz całego pomieszczenia. Moje zdumienie przybiera jeszcze większy poziom
kiedy orientuję się, że to Elektroniczny
Hełm 3D nazywany powszechnie EH’em.
- Komputer pokładowy będzie informował cie co znajduje się w twoim
pobliżu, oraz gdzie znajdują się potencjalne niebezpieczeństwa. A teraz ubierz
strój, muszę zobaczyć, czy pasuje.
Wybieram się za parawan z hełmem i strojem w drugiej ręce. Jest tak
bardzo lekki a przy tym tak bardzo wytrzymały. Nigdy w życiu nie wyobrażałam
sobie, że będę w posiadaniu takiego cuda. Po ubraniu się wychodzę do głównej
sali, gdzie czeka na mnie Derek, ubrany w podobny stój bojowy – tyle że jego
jest cały matowy i nie posiada metalowych piór na hełmie.
- Noże do rzucania, mini bomby dymne, pistolety, lasery oraz to – mówiąc
to, dyrektor do spraw uzbrojenia pokazuje nam małe karty, podobne do tych które
znajdują się w telefonach. – To małe cudeńko to wasza bateria. Wkładając tą
kartę do otworu w lewym bucie automatycznie uruchamiacie kostiumy. To małe coś
zasilać będzie wasz hełm, czyli kamerę 3D; przyssawki w dłoniach i butach oraz
najnowsze dzieło naszych inżynierów: lewitujące komórki. Wasze całe stroje są
nimi przesycone. Jeżeli tylko mając hełm na sobie wypowiecie słowa „lewitacja
włącz” zaczniecie latać. Ale uwaga, to tylko prototyp i może działać tylko
przez pięć minut – potem bateria się wyczerpuje.
No pięknie – myślę.
- Niesamowite – to słowo samo wypływa mi z ust.
Chyba polubię tę pracę. Chociaż,
nie, nie. Dalej mam w głowie tamtego chłopczyka. Nigdy.
Bogowie, jak ja kocham przypadki. Znalezienie tego bloga było najlepszym w tym tygodniu :) Uwielbiam Ventus :D Jest taka jaka powinna być idealna agentka. O co chodzi z tym dzieckiem? Czekam z niecierpliwością na cd.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak krótko, ale mam małe problemy z kompem i boję się, że zaraz mi padnie. Następny komentarz będzie dużo dłuższy.
Pozdrawiam, weny życzę i zapraszam na moje blogi.
Świetny blog. Czczę katalog opowiadań, na jakim go znalazłam. Masz prawdziwy talent do pisania. Twoje postacie są takie żywe, realne. Ventus nie jest tylko żądną krwi agentką, ani też rozwydrzoną córką prezydenta. Ciekawi mnie, co za chłopczyka ma na sumieniu ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na część dalszą!
Ja jestem leniem, nie lubię pisać komentarzy, ale wiedz, że ja to uwielbiam, czytam i jest fantastyczne.
OdpowiedzUsuńNoooo ejejejejeje tak sie nie roooobi!
OdpowiedzUsuń